Opublikowany w Literatura piękna

Marieke Lucas Rijneveld – Niepokój przychodzi o zmierzchu

Tytuł: Niepokój przychodzi o zmierzchu
Autor: Marieke Lucas Rijneveld
Tytuł oryginału: De avond is ongemak
Tłumaczenie: Jerzy Koch
Literatura: holenderska
Wydawnictwo: Wyd. Literackie

Dawno nie czytałam książki, którą tak trudno byłoby mi ocenić. Niepokój przychodzi o zmierzchu to książka bardzo skrajna – z jednej strony świetnie napisana i genialnie oddająca różne sposoby odczuwania żałoby, a z drugiej naturalistyczna aż do przegięcia, wręcz brudna. Rijneveld opowiada o religijnej rodzinie z holenderskiej wsi – z punktu widzenia średniego dziecka, Budrysówki. Pewnego dnia pod jeżdżącym na łyżwach najstarszym bratem załamuje się lód i chłopiec ginie, a cała rodzina pogrąża się w żałobie. Ojciec szuka ucieczki w religii, matka – w głodzeniu się, a pozostała trójka dzieci zostaje właściwie zostawiona sama sobie. Próbują one zrozumieć śmierć brata, zmianę zachowania rodziców – pojawia się tu obsesja śmierci, przemocy, seksualności, sama narratorka czuje się bezpiecznie tylko wtedy, gdy ma na sobie kurtkę, której nigdy nie chce ściągnąć. Te opisy i przemyślenia wbijają się w mózg i zostają tam na długo, dawno nie czytałam książki, która wywarłaby na mnie takie wrażenie.
Inna sprawa, że język użyty przez Rijneveld nie pasuje mi kompletnie do małoletniej narratorki. Jest zbyt dojrzały, zbyt głęboki – nie wiem, czy to celowy zamysł, by pokazać, że dziewczynka szybciej dorosła, czy po prostu autor nie umiał inaczej. Drugi zgrzyt to dla mnie ten naturalizm – do pewnego stopnia mi on nie przeszkadza, ale w Niepokoju… jest tego dla mnie za dużo. Obrzydliwe opisy związane choćby z wydzielinami czy z zabijaniem zwierząt sprawiały, że wielokrotnie miałam ochotę przerwać lekturę i już do niej nie wracać. Myślę, że ta książka by się świetnie broniła już całą masą innych poruszających rzeczy, nie było potrzeby takich dodatków. W efekcie strasznie ciężko było mi tę lekturę ocenić – rozumiem zarówno tych, którzy się nią całkowicie zachwycają, jak i tych, co uznali, że to książka nie dla nich i nie mogli przez nią przebrnąć. Dla mnie była to na pewno ciekawa i wartościowa lektura, ale… nie jestem pewna, czy jeszcze zechcę sięgnąć po twórczość Rijnevelda.

Przeczytane: 25.02.2024
Ocena: 6/10

Opublikowany w Literatura piękna

Hendrik Groen – Żyj i pozwól żyć

Tytuł: Żyj i pozwól żyć
Autor: Hendrik Groen
Tytuł oryginału: Leven en laten leven
Tłumaczenie: Ryszard Turczyn
Literatura: holenderska
Wydawnictwo: Albatros

O Groenie po raz pierwszy usłyszałam dzięki jego debiutanckiemu bestsellerowi – Małe eksperymenty ze szczęściem czytało mi się całkiem dobrze, choć mnie nie porwały. Niestety, Żyj i pozwól żyć okazało się jeszcze słabsze od poprzedniczki, to książka po prostu przeciętna. Głównym bohaterem i narratorem jest Arthur – Holender po pięćdziesiątce, od lat tkwiący w tej samej, nudnej pracy i w tym samym, nieuszczęśliwiającym ani jego ani żony małżeństwie. Szansa na jakąkolwiek zmianę pojawia się, gdy traci pracę i przy okazji dostaje niezłą odprawę. Zatem Arthur, zamiast stawić czoła życiu i porozmawiać z żoną, postanawia upozorować własną śmierć i ukryć się w Toskanii. O ile jest to całkiem niezły pomysł na humorystyczną powieść, bo takie było przecież założenie Żyj i pozwól żyć, to z wykonaniem już niezbyt wyszło. Przede wszystkim narrator nie potrafi sprawić, by czytelnik wczuł się w jego życie – jest gnuśny, leniwy, po prostu nudny, a przez to i irytujący. Dawno mi się nie zdarzyło, żeby książkę krótką i całkiem lekką czytało mi się tak źle i długo. Niemal po każdym rozdziale zastanawiałam się, ile jeszcze do końca – a rozdziałów było tu sporo, bo są całkiem krótkie 😉 . Lekturę ratują chyba tylko pojawiające się od czasu do czasu faktycznie zabawne fragmenty, wciąż jednak 5/10 to max, na co ta książka zasługuje.

Przeczytane: 2.11.2023
Ocena: 5/10

Opublikowany w Holokaust, Reportaż

Pieter van Os – Już nie chcę być człowiekiem

Tytuł: Już nie chcę być człowiekiem. Historia o przetrwaniu Zagłady
Autor: Pieter van Os
Tytuł oryginału: Liever dier dan mens
Tłumaczenie: Iwona Mączka
Literatura: holenderska
Wydawnictwo: Wyd. Poznańskie

Po książkę van Osa sięgnęłam jako po kolejną opowieść o tym, jak żydowskiej dziewczynie udało się przetrwać Holokaust. W końcu tak reklamowano Już nie chcę być człowiekiem. Tymczasem historia Mali, choć spina w całość opowieść van Osa, to jednak nie jest jedynym wątkiem tej książki. Czasem nawet historia odbiega tak bardzo od życia Mali, że czytelnik odnosi wrażenie, że czyta już coś zupełnie innego. Bo autorowi nie udało się zebrać w kompletną całość wszystkich wspomnień Mali – wiele rzeczy zdążyła zapomnieć, niektóre z biegiem lat jej pamięć wypaczyła. Van Os wyruszył do Polski, a potem – śladami Mali – próbował odtworzyć koleje jej losów, które pomogły jej przetrwać wojnę i przenieść się do Izraela. Jednak to, co wydarzyło się dziewczynie, stanowi jedynie wprowadzenie do przedstawienia sytuacji Żydów na terenach okupowanych, antysemityzmu w Polsce przed i po wojnie, problemów politycznych, gdy powstawało młode państwo Izrael… Zakres ujętych tu tematów jest naprawdę szeroki i czytelnik niezaznajomiony dogłębnie z tematyką Holokaustu może z lektury wynieść naprawdę sporo. Dla mnie tutaj tych wątków było za dużo i były one zbyt pobieżnie opisane, ale spodobał mi się styl i sposób opowiadania o trudnych tematach van Osa. Za mało też było głównej bohaterki w reportażu, który teoretycznie był poświęcony jej osobie. Muszę jednak przyznać, że to, co udało się odtworzyć z jej losów, było ciekawe i wciągające. Nie potrafię też nie podchodzić z ironicznym uśmiechem do niektórych komentarzy autora, który mógłby jednak zgłębić zawczasu nieco lepiej historię Holokaustu w Polsce i generalnie: polską kulturę, bo zaskakiwały go rzeczy, na które jednak jako dziennikarz powinien być przygotowany. Albo może ja to inaczej odbieram, przyzwyczajona do książek o tej tematyce napisanych przez polskich autorów…? Całościowo patrząc, Już nie chcę być człowiekiem” czytało mi się dobrze, van Os naprawdę się napracował nad tym reportażem i wyszła mu dość ciekawa książka o Zagładzie.

Przeczytane: 29.11.2022
Ocena: 7/10

Opublikowany w Reportaż

Linda Polman – Karawana kryzysu

Tytuł: Karawana kryzysu. Za kulisami przemysłu pomocy humanitarnej
Autorka: Linda Polman
Tytuł oryginału: De Crisiskaravaan: Achter de Schermen van de Noodhulpindustrie
Tłumaczenie: Ewa Jusewicz-Kalter
Literatura: holenderska
Wydawnictwo: Czarne

Ciekawy, choć za krótki i zdecydowanie niewyczerpujący tematu reportaż o ciemniejszej stronie akcji humanitarnych. Polman, holenderska dziennikarka, jeździła po ogarniętym wojną i zniszczonym katastrofami naturalnymi świecie i przyglądała się pracy organizacji charytatywnych, rozmawiała z miejscowymi lekarzami i politykami, analizowała, jak zagraniczne media przedstawiają kryzysy humanitarne. A media i organizatorzy akcji humanitarnych prześcigają się w strasznych obrazach i najczarniejszych opisach – im gorsza tragedia, tym więcej ludzi poruszy. Za tym poruszeniem zaś będzie spływał strumień dolarów i euro. Pieniędzy, które będą wspierać nie tylko ofiary kryzysu, ale często też brutalne władze, miejscowe bojówki wojskowe, a część się po prostu rozpłynie w powietrzu…
Ku mojemu zaskoczeniu – niewiele mnie w tej książce zdziwiło. Nie spodziewałam się niczego innego, bo o tym, że pomoc humanitarna jest często nieefektywna mówi się w mediach od dawna. Polman wyciągnęła jednak na światło dzienne i opisała dokładniej niektóre akcje, które trudno nazwać inaczej niż porażką – jak chociażby fakt, że po ludobójstwie w Rwandzie społeczność międzynarodowa dużo bardziej wspierała wygnanych morderców Hutu niż ocalałych Tutsi. Nowością było też dla mnie istnienie tzw. MONGO, czyli My own NGO – autorka przedstawiła choćby przykład Amerykanów, którzy sami zbierali środki pomocowe, jechali do kraju ogarniętego kryzysem z jednorazową, nieprzemyślaną pomocą i wracali do siebie, dumni ze swojej działalności. A taką działalnością było np. wykonanie iluś operacji na miejscowej ludności, ale bez jakiejkolwiek dalszej pomocy, bez jakiegokolwiek zainteresowania pacjentem…
W Karawanie kryzysu brakowało mi konkretnego wstępu i zakończenia, które zebrałyby w całość liczne opowieści autorki. Reportaż pozostawia w czytelniku wrażenie, że przy akcjach humanitarnych marnuje się sporo pieniędzy, ale nikomu to nie przeszkadza, bo część tych pieniędzy wydana jest na słuszne cele. Nieważne, że wiele środków pomocowych jest rozkradana i dzięki nim wojna na danym terenie może toczyć się dalej w najlepsze. W końcu organizacje są neutralne… Nie chcę mówić, że reportaż zniechęca do udzielania pomocy, bo pomagać powinno się zawsze w miarę możliwości, ale jednak trudno nie myśleć, na co tak naprawdę przeznaczone będą nasze pieniądze…

Przeczytane: 26.02.2022
Ocena: 6/10

Opublikowany w Reportaż

Linda Polman – Laleczki skazańców

Tytuł: Laleczki skazańców. Życie z karą śmierci
Autorka: Linda Polman
Tytuł oryginału: Death row dollies. Leven met de doodstraf
Literatura: holenderska
Wydawnictwo: Czarne

Seria Amerykańska Wydawnictwa Czarnego znów niesamowicie wciąga, choć tytuł książki Polman nie do końca oddaje jej treść. Tytułowym laleczkom skazańców, jak same nazywają siebie kobiety zakochane w więźniach z cel śmierci, autorka poświęciła zaledwie kilka pierwszych rozdziałów. Trochę szkoda, bo była to zdecydowanie najciekawsza część lektury. Potem jednak Polman płynnie przeszła do matek, żon i dzieci skazańców (mam tu na myśli małżeństwa zawarte, zanim mężczyzna trafił do więzienia, bo laleczki – nawet jeśli też poślubiają skazańców – poznają ich już jako więźniów), sporo uwagi poświęca również samej karze śmierci w USA. Wszystkie poruszane w książce tematy są niezwykle ciekawe z punktu widzenia czytelnika, dla którego kara śmierci to coś abstrakcyjnego, dlatego nie przeszkadzało mi za bardzo to, że tytuł nie odzwierciedla w pełni treści lektury.
Polman podróżowała ze swej ojczystej Holandii do Stanów, skupiając się głównie na Teksasie, gdzie wyroki śmierci wciąż wykonuje się regularnie, a społeczeństwo je popiera. Analizowała, jak zmieniało się wykonanie wyroków na przestrzeni lat, rozmawiała z przedstawicielami organizacji humanitarnych sprzeciwiających się zabijaniu więźniów, udowadniała słabość systemu prawnego, gdzie wyrok zależy głównie od majątku skazanego. No i oczywiście rozmawiała z kobietami, najczęściej Europejkami, które od organizacji humanitarnych dostały adresy więźniów skazanych na śmierć, zaczęły z nimi korespondować i niespodziewanie ich życie zaczęło się kręcić wokół skazańców. Kontaktowały się z adwokatami, zbierały środki na kolejne apelacje, niektóre nawet porzucały dotychczasowych partnerów, by związać się z mężczyznami, których mogły widywać tylko sporadycznie przez szybę w sali odwiedzin. Dlaczego się decydowały na coś tak szalonego?
Laleczki skazańców to bardzo dobrze napisany i wciągający reportaż o karze śmierci i skazanych na nią więźniach w Ameryce. Kobiety są tylko jego częścią, więc jeśli ktoś spodziewa się książki tylko na ten temat, może poczuć się rozczarowany. Myślę jednak, że to naprawdę dobra lektura wprowadzająca do problemu kary śmierci w Stanach – wprowadzająca, bo Polman zdecydowanie nie wyczerpała tematu.

Przeczytane: 19.10.2021
Ocena: 7/10