Długo się zabierałam za tę książkę i długo zajęło mi jej czytanie, ale było warto – zdecydowanie! Nie bez powodu Imię róży weszło już do klasyki literatury, jest to bowiem książka niejednoznaczna, łącząca w sobie różne wątki i tematy. Można z jednej strony powiedzieć, że jest to powieść kryminalna, gdyż główna akcja toczy się wokół tajemniczych zabójstw, jakie mają miejsce w opactwie. Są tu też jednak fascynujące wątki polityczne, religijne i historyczne, świetnie ukazujące skomplikowany świat europejskiej polityki z początku XIV wieku. Narratorem w Imieniu róży jest nowicjusz Adso z Melku, który jako sekretarz towarzyszył franciszkaninowi Wilhelmowi podczas wizyty w jednym z włoskich opactw. Przyjechali tam, by dyskutować o ubóstwie, a szybko okazało się, że przyszło im rozpocząć śledztwo w sprawie zabójstw, uczestniczyć w procesie o czary, a przy tym wszystkim podziwiać całe bogactwo klasztoru, w którym o ubóstwie raczej nie chciano słyszeć 😉 .
Były tu fragmenty, które mnie nieco męczyły – cóż, nie jestem fanką długich, szczegółowych opisów. Zatem zachwyty Adso nad portalem w kościele czy opis jego snu bądź też wizji… bardziej przelatywałam wzrokiem, niż naprawdę czytałam. Były to jednak tylko krótkie fragmenty w całym tym monumentalnym dziele, które całościowo raczej pochłaniało się niż czytało. Akcja toczy się wartko, dyskusje między bohaterami są pasjonujące i zachęcają do zgłębiania historii średniowiecznej. A choć od pewnego momentu słusznie przewidywałam, kto stoi za zabójstwami, w niczym nie zepsuło mi to przyjemności z lektury. Naprawdę warto 🙂
Przeczytane: 5.02.2024
Ocena: 8/10