Opublikowany w Literatura piękna

Audrey Magee – Kolonia

Tytuł: Kolonia
Autorka: Audrey Magee
Tytuł oryginału: The Colony
Tłumaczenie: Dobromiła Jankowska
Literatura: irlandzka
Wydawnictwo: Wyd. Poznańskie

Czytając opinie o tej książce, spodziewałam się po niej czegoś trochę innego – tymczasem to, co przeczytałam, podobało mi się znacznie bardziej 🙂 . Kolonia Magee to krótka, ale bardzo dobrze napisana (i równie dobrze przetłumaczona) powieść o niewielkiej irlandzkiej wysepce pod koniec lat siedemdziesiątych. Żyją na niej cztery pokolenia mieszkańców – od najstarszej kobiety, która mówi tylko po irlandzku i nigdy nie opuściła wyspy, po młodego chłopca, swobodnie zmieniającego irlandzki na angielski i marzącego o innym życiu niż to, które znali jego przodkowie. Na wyspę od lat przybywa Francuz Masson, który bada i w swoim własnym rozumieniu stara się chronić język irlandzki. Jednak tego lata jego badania zakłóca przybycie Lloyda – angielskiego malarza, który początkowo chce malować klify, a z czasem zaczyna pracę nad dziełem życia
Tytuł książki można rozumieć na wiele sposobów, a wątków kolonialnych tu nie brakuje. Masson jest pół-Algierczykiem i jego wspomnienia dotyczące trudnej relacji rodziców były dla mnie ciekawe i wciągające. Lloyd jako Anglik na irlandzkiej wyspie wydaje się ze swoim podejściem do świata wręcz obrazkowym przykładem kolonizatora, choć Francuz wcale nie zachowuje się lepiej. Ofiarami ich zachowań padają zaś mieszkańcy – szczególnie młody James; fakt, że zakończenie było przewidywalne, nie sprawił, że było mi go mniej żal. Historie z wysepki są przeplatane opisami terroryzmu, w którym pogrążona była Irlandia w tamtych latach.
Kolonię czyta się bardzo szybko – szczególnie fragmenty dotyczące Lloyda i Jamesa: krótkie zdania, myślenie obrazami. Masson i irlandzkie kobiety bardziej zatapiali się w języku, opowieść biegła w formie strumienia świadomości (choć w zdecydowanie bardziej przystępnej formie niż u Joyce’a 😉 ). Spodobała mi się ta różnorodność narracji i stylów, przeplatanie wydarzeń na wyspie z wiadomościami z kraju, sposób, w jaki skonstruowane zostały główne postacie. Szczerze polecam 🙂

Przeczytane: 29.04.2024
Ocena: 8/10

Opublikowany w Literatura piękna

Sumia Sukkar – Chłopiec z Aleppo, który namalował wojnę

Tytuł: Chłopiec z Aleppo, który namalował wojnę
Autorka: Sumia Sukkar
Tytuł oryginału: The boy from Aleppo, who painted the war
Tłumaczenie: Zuzanna Buczek
Literatura: brytyjska
Wydawnictwo: Jaguar

To aż zaskakujące, jak dobrze się czasem czyta takie trudne książki. Bo Chłopiec z Aleppo, który namalował wojnę jest powieścią trudną i poruszającą, ale na swój sposób piękną, choć pełną okrucieństwa. Odbiór lektury zmienia jednak narracja – opowieść toczy się bowiem z punktu widzenia syryjskiego nastolatka. Adam ma 14 lat i na początku coś mi tu nie grało, bo jego sposób wypowiedzi i postrzegania świata pasowałby do młodszego chłopca. Szybko jednak zauważyłam, że chłopiec cierpi na jakieś zaburzenia – odbiera wszystko dosłownie, nie pojmuje szybko zachodzących w Aleppo zmian i przede wszystkim postrzega świat i ludzi poprzez kolory. A potem zamyka się w pokoju i próbuje namalować swoje doświadczenia, z obrazów zaś wyłania się wojna.
Akcja powieści rozgrywa się na początku wojny domowej w Syrii – zaczynają się demonstracje, ataki, bombardowania, ludzie znikają i giną, często doświadczając wcześniej niewyobrażalnych tortur. Bliskich Adama też spotyka wiele tragedii, zresztą i sam chłopiec zostaje ranny. Jednak Adam nie do końca rozumie, co się dzieje, to czytelnik dostrzega wszystkie okrucieństwa, które umykają pojmowaniu chorego chłopca. Bardzo spodobała mi się taka narracja, tak samo jak i wątek malowania wojny, zauważania emocji jako kolorów. Całość przeczytałam, wręcz pochłonęłam, zaskakująco szybko – aż żałuję, że Chłopiec z Aleppo… tyle czasu przeleżał na mojej półce, czekając na swoją kolej 🙂 .

Przeczytane: 18.04.2024
Ocena: 8/10

Opublikowany w Literatura piękna

Ia Genberg – Szczegóły

Tytuł: Szczegóły
Autorka: Ia Genberg
Tytuł oryginału: Detaljerna
Tłumaczenie: Dominika Górecka
Literatura: szwedzka
Wydawnictwo: Pauza

Szczegóły Genberg czytało mi się dużo lepiej, niż się tego spodziewałam, patrząc wcześniej na recenzje w internecie. To krótka powieść, przystępna w odbiorze i na swój sposób poruszająca. Pogrążona w chorobie narratorka ma czas na przemyślenia i wspominanie, a jej myśli krążą głównie wokół czterech osób, które miały istotny wpływ na jej życie. Najpierw Johanna – dawna partnerka, potem Niki – toksyczna przyjaciółka, Alejandro – kochanek, a na koniec Birgitte – matka narratorki. Z każdą z tych osób kobietę łączą różne wspomnienia, pod wpływem czasu wywołujące refleksje i wiele różnorodnych uczuć. Spodobał mi się ten sposób opowiadania historii, ze skupieniem na różnych (tytułowych 😉 ) szczegółach. Czytelniczka nie zna wielu innych elementów życia narratorki, nie wie, co się wydarzyło przed czy po poznaniu konkretnej osoby, ale ta fragmentaryczna wiedza nie przeszkadza w odbiorze lektury. Nie musimy znać jej całego życia, ba, nie musimy nawet wiedzieć, kim ona jest, bo narratorka w żadnym momencie książki się czytelnikom nie przedstawia. Co ma znaczenie, to ludzie w jej życiu, relacje z nimi oraz to, jak sama bohaterka zmieniała się pod ich wpływem. Szczegóły to lektura na dwa wieczory i cieszę się, że – mimo pewnych obiekcji na początku – po nią sięgnęłam 🙂 .

Przeczytane: 12.04.2024
Ocena: 7/10

Opublikowany w Literatura piękna

Yōko Ogawa – Grobowa cisza, żałobny zgiełk

Tytuł: Grobowa cisza, żałobny zgiełk
Autorka: Yōko Ogawa
Tytuł oryginału: 寡黙な死骸みだらな弔い
Tłumaczenie: Anna Karpiuk
Literatura: japońska
Wydawnictwo: Tajfuny

Ogawa zachwyciła mnie swego czasu Ukochanym równaniem profesora, które zachęciło mnie do dalszego zapoznawania się z jej twórczością. Grobowa cisza, żałobny zgiełk to już trzecia przeczytana przeze mnie książka tej autorki i trzecia, która mi się podobała 😉 . Jest to zbiór opowiadań w różny sposób związany ze śmiercią – czasem dość makabrycznych i strasznych, czasem bardziej spokojnych lub wręcz tajemniczych. Opowieści te się ze sobą łączą, bohaterowie bywają w tych samych miejscach, są ze sobą powiązani, zarazem jednak każdy rozdział to oddzielna, indywidualna historia. Podobało mi się to domyślanie, kim może być bohater kolejnej opowieści, jaki wpływ miał na losy poprzednio przedstawionych postaci.
Książki Ogawy czyta się niesamowicie szybko – ma na to oczywiście wpływ ich długość (Grobowa cisza… nie ma nawet 200 stron), ale też bardzo dobry język i świetne tłumaczenie Anny Karpiuk. Siadałam do lektury, mówiąc sobie, że przeczytam jedno opowiadanie i nagle miałam za sobą połowę książki 😉 . Grobowa cisza… wciąga i zaskakuje, choć chyba spodziewałam się nieco mroczniejszych opowiadań, czytając internetowe recenzje. Niby są zabójstwa, niby jest nawet muzeum tortur, ale wszystko tak spokojnie opisane, że jednak nie wywołuje przyspieszonego bicia serca. Wciąż jednak czytało się to bardzo dobrze 🙂 .

Przeczytane: 11.04.2024
Ocena: 7/10

Opublikowany w Antyutopia, Literatura piękna

Sigríður Hagalín Björnsdóttir – Wyspa

Tytuł: Wyspa
Autorka: Sigríður Hagalín Björnsdóttir
Tytuł oryginału: Eyland
Tłumaczenie: Jacek Godek
Literatura: islandzka
Wydawnictwo: Wyd. Literackie

Wyobraź sobie, że przylatujesz na wakacje na Islandię i nagle nie możesz wrócić do domu. Nie możesz nawet z nikim się skontaktować, ani sięgnąć do swoich oszczędności na koncie, bo cała wyspa nagle straciła kontakt ze światem zewnętrznym. Nie działają żadne kanały komunikacji, wysyłane poza Islandię statki i samoloty nie wracają i nikt nie ma pojęcia, co się stało. Nowo wybrani przedstawiciele władz (prezydent i premier akurat przebywali poza Islandią i kontakt z nimi też został utracony) starają się zapanować nad mieszkańcami, zadbać o to, by w kraju odciętym nagle od dostaw z zewnątrz dało się przeżyć. Jedzenie jakoś można wytworzyć (pytanie jednak, czy starczy go dla wszystkich?), ale bez wielu produktów z zewnątrz poziom życia szybko zaczyna spadać. Kiedy władze starają się zapewnić przeżycie własnym obywatelom, turyści i imigranci mają coraz bardziej przerąbane…
Historię poznajemy głównie z punktu widzenia Islandczyka Hjaltiego, dziennikarza, który w trudnej sytuacji zostaje rzecznikiem prasowym władz, oraz Marii – imigrantki i skrzypaczki, która coraz wyraźniej czuje, że dla niej i dla jej dzieci Islandia przestaje być domem. Te opowieści przeplatają krótkie notatki prasowe, ukazujące trudną sytuację w kraju, oraz fragmenty z późniejszego życia Hjaltiego, gdzieś na odludziu, z dala od reszty Islandczyków.
Wyspa ma ogromny potencjał, który gdzieś przez pierwszą połowę książki jest mocno zaprzepaszczony. Niby sporo się dzieje, Islandię odcina od świata, ale sposób opisania tych wydarzeń, reakcja bohaterów, no jakoś to wszystko niezbyt do mnie trafiało. Niektóre rozdziały mnie wręcz nudziły, a tego się nie spodziewałam po takiej lekturze. Na szczęście z czasem akcja się rozkręciła, bohaterowie stali się wyrazistsi, a pogrążająca się w chaosie Islandia coraz bardziej mnie interesowała. Zabrakło mi nieco konkretniejszego zakończenia, ale to przedstawione przez Björnsdóttir pozostawia wyobraźni czytelnika spore pole do popisu. Całościowo uważam, że Wyspa to książka (tylko lub aż) dobra, z bardzo fajnym pomysłem i sporym, tylko częściowo wykorzystanym potencjałem.

Przesłuchane: 7.04.2024
Ocena: 6/10

Opublikowany w Literatura piękna

Anna Ciarkowska – Pestki

Tytuł: Pestki
Autorka: Anna Ciarkowska
Literatura: polska
Wydawnictwo: Otwarte

Kompletnie nie spodziewałam się, że Pestki Ciarkowskiej tak mocno we mnie uderzą. To książka delikatna, poruszająca – tym bardziej, im mocniej czytelniczka może się utożsamiać z narratorką. Pestki złożone są z wielu mikrorozdziałów, każdy zaczynający się od krótkich zdań czy pytań, których część każda z nas kiedyś słyszała. Im więcej i im od bliższych osób, tym mocniej poruszają. Do mnie trafiły najbardziej rozdziały opisujące czasy nastoletnie, może dlatego, że wtedy sama byłam najwrażliwsza, i że niesamowicie wiele z tych tekstów słyszałam. I bolały, mniej lub bardziej, niektóre zostają w głowie po latach.
Bo słowa u Ciarkowskiej są właśnie jak te tytułowe pestki wiśni, które dziecko niechcący połknie, a potem słyszy, że urośnie z nich w brzuchu drzewo. Łykamy te słowa, które serwują nam bliscy i one się wwiercają w brzuch, rodzą niepokój, nie dają o sobie zapomnieć – podczas, gdy osoba, która je wypowiedziała, już dawno o nich zapomniała. Narratorka zaczyna swą opowieść jako wrażliwe dziecko, które słyszy wciąż: Nie histeryzuj, Nie maż się, Wstyd mi za ciebie, Bo cię pan zabierze – i nie rozumie, dlaczego dostaje takie słowa zamiast wsparcia i pocieszenia. Potem przychodzi okres szkolny, nastoletni – z niezrozumieniem własnego dorastania, pierwszymi miłościami i jak nie ten to następny, tego kwiatu jest pół światu czy Co ty wiesz o problemach w tym wieku?. Która nastolatka, przytłoczona swoimi największymi wtedy na świecie problemami nie słyszała tych słów od swoich mam, babć, cioć…? Dorosła już bohaterka szuka akceptacji w związkach, których jednak nie nauczono jej budować – wybieranych przez nią partnerów najwidoczniej też nie: przecież nic ci nie obiecywałem, nie jestem gotowy. Nie pomagają też najbliżsi, którzy zamiast wsparcia serwują tylko komentarze w stylu: Znalazłabyś sobie kogoś, Potrzebujesz partnera, bo…. Wcale nie dziwi, że te wszystkie słowa, narastające w środku, w pewnym momencie doprowadziły do depresji, do tego momentu, gdy już nawet nie tyle nie chce się żyć, co naprawdę chce się umrzeć. Momentu pełnego słów: teraz to każdy ma depresję, wstań i się poruszaj, ile można tak leżeć, uśmiechnij się!. Nie będę spojlerować, ale ostatni rozdział ze swoim początkowym pytaniem rozwalił mnie na kawałeczki.
To niby łatwa książka – krótkie rozdziały, prosty język, sytuacje tak łatwe do utożsamiania się. I może właśnie ta łatwość porusza najbardziej – nieważne, jak inaczej sobie układamy życie od bohaterki, większość z nas (przynajmniej z tego pokolenia lat 80/90) odnajdzie się w wielu sytuacjach. Przypomni sobie słowa, które już dawno zostały zapomniane i wciąż poczuje drobne kłucie w brzuchu. Bo te słowa-pestki nie znikają, tylko kumulują się w człowieku i warto o tym pamiętać, zanim sami rzucimy podobny komentarz bliskiej osobie.

Przeczytane: 4.04.2024
Ocena: 9/10

Opublikowany w Literatura piękna

Tatiana Țîbuleac – Lato, gdy mama miała zielone oczy

Tytuł: Lato, gdy mama miała zielone oczy
Autorka: Tatiana Țîbuleac
Tytuł oryginału: Vara în care mama a avut ochii verzi
Tłumaczenie: Dominik Małecki
Literatura: mołdawska
Wydawnictwo: Książkowe Klimaty

Już pierwsze strony Lata, gdy mama miała zielone oczy mnie zaskoczyły i na swój sposób uderzyły ilością emocji. Narratorem jest bowiem nastoletni Aleksy, czekający na matkę po zakończeniu roku szkolnego… i emanujący niesamowitą nienawiścią w jej kierunku. Intensywność uczuć głównego bohatera była czymś, przez co z jednej strony trudno było mi przebrnąć w tej książce – z drugiej jednak Aleksy to osoba będąca pod specjalistyczną opieką ze względu na brak kontroli nad swoimi emocjami i zachowaniami i wydaje mi się, że zostało to świetnie oddane. Całość wydarzeń z jednych wakacji Aleksy odtwarza po latach (na polecenie psychiatry), kiedy jest już znanym i bogatym artystą. Na ile jedno lato spędzone z matką gdzieś we francuskiej wiosce miało wpływ na jego osobowość i późniejsze życie? I jak zmieniło się przez te kilka letnich miesięcy podejście Aleksego do własnej matki, dlaczego tak bardzo nienawidził jej na początku?
Lato, gdy mama miała zielone oczy to książka też specyficzna pod kątem narodowościowym. Napisana po rumuńsku przez mołdawską pisarkę (co akurat nie dziwi, bo mołdawski przecież uznawany jest za dialekt rumuńskiego i tak), a bohaterami jest polska rodzina emigrantów, żyjąca na co dzień w Wielkiej Brytanii… no i będąca na wakacjach we Francji 😉 . Nie jest to więc lektura przybliżająca czytelnikowi kulturę Mołdawii, mimo to książka wciągnęła mnie niemal od początku. Powieść jest krótka, bardzo emocjonalna, dość przewidywalna pod kątem fabuły, choć autorka wplata w historię różne tragedie, które spotkały Aleksego i jego bliskich, sprawiły, że chłopak miał takie a nie inne podejście do świata. Warto przeczytać 🙂 .

Przeczytane: 27.03.2024
Ocena: 8/10

Opublikowany w Literatura piękna

Valérie Perrin – Cudowne lata

Tytuł: Cudowne lata
Autorka: Valérie Perrin
Tytuł oryginału: Trois
Tłumaczenie: Joanna Prądzyńska
Literatura: francuska
Wydawnictwo: Albatros

Cudowne lata to taka książka, którą będzie się bardzo szybko czytało, gubiąc się w ilości bohaterów, a po paru tygodniach większość fabuły utonie we mgle niepamięci 😉 . Sama lektura była dość przyjemna, choć w bieg wydarzeń wkręciłam się może dopiero w 1/3 książki. Wkrótce potem stało się też dla mnie oczywiste, kim jest tajemnicza narratorka opowiadająca o współczesnych wydarzeniach, choć nie do końca rozumiem, po co komu potrzebny był ten zabieg ukrywania jej tożsamości…
Cudowne lata to opowieść o trójce nastolatków (zresztą oryginalny tytuł to Trois i ta trójka pasuje mi tu zdecydowanie bardziej niż polski tytuł…), których łączy nierozerwalna – wydawałoby się – więź. Dopóki byli młodzi i mieszkali wszyscy w niewielkim miasteczku, w ich życiu niewiele się działo – ta część książki miejscami mi się dłużyła, ale z drugiej strony to były jedyne momenty, kiedy w miarę czułam sympatię do bohaterów. Potem akcja się rozkręciła… a mnie cała trójka coraz bardziej drażniła. Nina wyszła za mąż i w tym małżeństwie zatraciła siebie i zrezygnowała z przyjaźni. Adrien wyjeżdża do Paryża, a życie w wielkim mieście i osiągnięta sława nie mają na niego najlepszego wpływu. A playboy Étienne to akurat denerwował mnie od początku i nie zmieniła tego ani jego choroba ani rodzina czy kariera 😉 .
To nie jest zła książka, ale nie potrafiła mnie też zachwycić. Za dużo wątków pobocznych (jak historia nowego dyrektora szkoły), dziwnie poprowadzone wątki, które miały być tajemnicze (współczesna narratorka, samochód w jeziorze, ujawniona ni z tego ni z owego historia rodziców Niny…), za dużo rozdrabniania się w szczegółach. Jak już wciągnęłam się w historię, to faktycznie, mogłam czytać bez przerwy – pytanie tylko, jak długo będę pamiętała, o czym to było? 😉

Przeczytane: 25.03.2024
Ocena: 6/10

Opublikowany w Klasyka, Literatura piękna

Witold Gombrowicz – Pornografia

Tytuł: Pornografia
Autor: Witold Gombrowicz
Literatura: polska
Wydawnictwo: Literackie

Moja jedyna dotąd przygoda z Gombrowiczem – jak pewnie i wielu innych osób – to lektura Ferdydurke w czasach szkolnych. Niewiele z niej pamiętam poza tym, że powieść ta kompletnie do mnie nie trafiła. W ramach marcowego wyzwania czytelniczego postanowiłam dać Gombrowiczowi jeszcze jedną szansę, jednak nie tej samej książce co przed laty, tylko innemu tytułowi – mój wybór padł na Pornografię, której opis na LC zaczyna się od słów: Pornografia jest dziełem wielkim.
Nie pamiętam, bym ostatnimi czasy czytała książkę tak specyficzną. Książkę, o której nie potrafię nawet powiedzieć, czy mi się podobała, czy też nie. Gombrowicza na pewno nie czyta się łatwo – mimo niewielkiej objętości lektura zajęła mi całkiem sporo czasu. Najpierw musiałam przyzwyczaić się do samego języka i sposobu narracji – opowieść toczy się z punktu widzenia bohatera będącego alter ego autora, który nieraz w bardzo egzaltowany sposób przedstawia swoje przemyślenia i obserwacje. Pornografia niby toczy się wokół wątku romansowego, ale stworzonego w głowie narratora i towarzyszącego mu Fryderyka, którzy chcą skłonić ku sobie dwójkę młodych. Szybko jednak pojawiają się też nowe wątki – wiara, śmierć, a do tego jeszcze partyzanci, bo akcja dzieje się na początku II wojny światowej… Miałam momentami wrażenie, że tego jest za dużo, że straciłam już z oczu główną ideę tej powieści, by w końcu dojść do wniosku, że Pornografia to lektura tak wieloaspektowa, iż nie można tu mówić o jednej zaledwie idei…
Spodobało mi się, jak Gombrowicz operuje słowem, jak bardzo potrafi budować napięcie za pomocą języka. Zaciekawił mnie sposób, w jaki kreują rzeczywistość narrator i Fryderyk, jak ten drugi manipuluje ludźmi, by zrealizować swoje wizje. Z drugiej strony nie trafiła do mnie sama fabuła, nie wciągnął mnie bieg wydarzeń. Można tu jednak pozostawić otwarte pytanie, czy ta fabuła nie jest tylko dodatkiem – i to niezbyt znaczącym – do pozostałych kwestii? 😉

Przeczytane: 21.03.2024
Ocena: 6/10

Opublikowany w Fantastyka, Literatura piękna

Juhani Karila – Polowanie na małego szczupaka

Tytuł: Polowanie na małego szczupaka
Autor: Juhani Karila
Tytuł oryginału: Pienen hauen pyydystys
Tłumaczenie: Sebastian Musielak
Literatura: fińska
Wydawnictwo: Marpress

Sięgnęłam po książkę oznaczoną jako literatura piękna, choć dla mnie Polowanie na małego szczupaka zdecydowanie powinno zaliczać się do fantastyki. Fantastyki specyficznej, opartej na wierzeniach ludowych, wciąż jednak fantastyki 😉 . Książka Karili nie podeszła mi od razu, przez pierwsze rozdziały – wydarzenia pierwszego dnia – było mi dość ciężko przebrnąć. Akcja dopiero się zawiązywała, autor serwował czytelnikom mnóstwo szczegółowych drobiazgów niewiele dla mnie wnoszących, trudno było mi się przyzwyczaić do języka używanego przez bohaterów. Języka, który z każdym kolejnym rozdziałem zaczęłam coraz bardziej doceniać – i ogrom pracy włożonej przez tłumacza na oddanie po polsku gwary, którą w książce posługują się mieszkańcy Laponii.
No właśnie, akcja toczy się w fińskiej Laponii, w której różne lokalne mity i przesądy płynnie splatają się z rzeczywistością. Potwory i wszelakie magiczne stwory istnieją naprawdę, klątwy działają i potrafią zabijać, a tytułowy szczupak potrafi się przemieszczać między wymiarami… Zaś główna bohaterka, Elina, musi tego szczupaka złowić, zanim upłynie wyznaczony dzień – inaczej umrze. W poprzednich latach udawało jej się to bez większych problemów, jednak w tym roku sprawy się skomplikowały – ryby strzeże wodnik, a w ślad za Eliną do Laponii przybyła policjantka… żeby aresztować dziewczynę za morderstwo. Dzieje się dużo (tzn. jak się już przebrnie przez te pierwsze rozdziały, kiedy nie dzieje się prawie nic 😉 ), a nic nie jest takie, jakie się wydaje. Podobało mi się też przedstawienie postaci – konkretnych, skupionych na celu, ukrywających swoje uczucia; pasował mi taki wizerunek do mieszkańców północnej Finlandii.
Całościowo Polowanie na małego szczupaka podobało mi się bardziej, niż spodziewałam się po lekturze kilku pierwszych rozdziałów. Były momenty trafionego humoru, były lepsze i gorsze momenty, jeśli chodzi o akcję, był bardzo fajny język – i równie dobre tłumaczenie. I naprawdę ciekawie wplecione wątki ludowej fantastyki – polecam, czyta się bardzo szybko 🙂 .

Przeczytane: 18.03.2024
Ocena: 7/10