Opublikowany w Popularnonaukowa, Publicystyka

Naomi Klein – To zmienia wszystko

Tytuł: To zmienia wszystko. Kapitalizm kontra klimat
Autorka: Naomi Klein
Tytuł oryginału: This changes everything. Capitalism vs the Climate
Tłumaczenie: Hanna Jankowska, Katarzyna Makaruk
Literatura: kanadyjska
Wydawnictwo: Muza

Zachęcona bardzo pozytywnymi recenzjami książek Klein, postanowiłam zacząć od To zmienia wszystko – lektury poświęconej zmianom klimatycznym. Ciężko mi ocenić tę książkę jednoznacznie, bo znajdziemy tu zarówno bardzo wartościowe treści, jak i sporo przegadanego i męczącego materiału, co czyni To zmienia wszystko lekturą dość nieprzystępną w odbiorze. Początkowe rozdziały przybliżają czytelnikowi światową politykę klimatyczną – dużo tu faktów, trochę ciekawostek i kilka godzin czytania z niemałą ilością bardzo potrzebnych przerw 😉 . Potem jednak przechodzimy do świetnej i niesamowicie wciągającej części o ludach rdzennych (głównie w Kanadzie, ale były też opowieści z innych krajów) i ich walce o czyste środowisko, która staje się przykładem dla całego świata. To był ten moment, kiedy uwierzyłam, że dam tej książce wyższą ocenę, ale… Pełna prywatnych wynurzeń autorki końcówka To zmienia wszystko była dla mnie najsłabszą częścią lektury i rozważałam nawet ominięcie podsumowania. Czyli, krótko mówiąc, jest to książka bardzo nierówna.
Nie da się jednak zaprzeczyć, że Klein wykonała tytaniczną pracę, zbierając materiały. Ile przeczytała raportów, z iloma ludźmi rozmawiała, w ilu konferencjach uczestniczyła, ile katastrof przyrodniczych i ich skutków oglądała na własne oczy… tylko ona sama to wie. I to widać w tej książce – ogrom zebranego materiału, szczegółowość analiz, różnorodność punktów widzenia… Jeśli czyjaś pamięć jest w stanie pomieścić choć ułamek zawartych tu informacji, może wdawać się w dyskusje klimatyczne na kompletnie nowym poziomie 😉 . Myślę, że jest to lektura, po którą warto sięgnąć, nawet jeśli nie będzie się tego najlepiej czytało 😉

Przeczytane: 28.04.2024
Ocena: 6/10

Opublikowany w Antyutopia, Literatura piękna

Margaret Atwood – Opowieść Podręcznej

Tytuł: Opowieść Podręcznej
Autorka: Margaret Atwood
Tytuł oryginału: The Handmaid’s Tale
Tłumaczenie: Zofia Uhrynowska-Hanasz
Literatura: kanadyjska
Wydawnictwo: Wielka Litera

Skoro majowe wyzwanie LC wymagało ponownego przeczytania lubianej książki, postanowiłam wrócić do Opowieści Podręcznej Atwood, zwłaszcza że sporo szczegółów umknęło mi z pamięci. Jak i za pierwszym razem lektura wywarła na mnie spore wrażenie, a styl Kanadyjki niezmiernie uwielbiam – jej książki się pochłania, a nie czyta 🙂 . Opowieść Podręcznej pisana jest z punktu widzenia Fredy – kobiety, która w okresie przejściowym Gileadu została Podręczną, czyli osobą, której głównym życiowym celem ma być rodzenie dzieci klasom wyższym. Gilead to powstała na terenie Stanów Zjednoczonych teokratyczna dyktatura, w której kobietom odebrano wszelkie prawa, jedna te, które tak jak Freda żyją w okresie przejściowym, pamiętają też świat sprzed Gileadu. Bohaterka miała męża, dziecko, pracę – wszystko to jej odebrano i wraca to do niej w przebłyskach wspomnień, zazwyczaj podczas długich, samotnych nocy. Inne wspomnienia dotyczą szkolenia Podręcznych, które miały przestawić kobiety na nowo panujący system, a główny trzon powieści stanowi życie Fredy w domu komendanta. Wbrew pozorom nie dzieje się tu dużo, a gdyby nie epilog, wiele kwestii ze świata Gileadu pozostałoby dla czytelnika niejasnych. Wciąż odczuwam pewien niedosyt po tej lekturze, Atwood stworzyła fascynujący, choć przerażający świat, jednak nie zgłębiała się w szczegóły. Najważniejsza tu była główna bohaterka, jej emocje, podejście do świata i własnych wspomnień – to się świetnie czyta, ale nie dziwi mnie, że twórcy serialu musieli potem sporo dorzucić od siebie, jeśli chodzi o akcję do pokazania na ekranie 😉 . Opowieść Podręcznej niezmiernie uwielbiam, choć czytając ją po raz drugi i wiedząc, czego się spodziewać, skupiłam się głównie na psychologicznym aspekcie lektury i pod tym kątem czytało mi się ją jeszcze lepiej. Naprawdę warto przeczytać, choć nie ma co porównywać z serialem – to już dwie zupełnie inne opowieści…

Przeczytane: 25.05.2023
Ocena: 8/10

Opublikowany w Literatura piękna

Madeleine Thien – Nie mówcie, że nie mamy niczego

Tytuł: Nie mówcie, że nie mamy niczego
Autorka: Madeleine Thien
Tytuł oryginału: Do not say we have nothing
Tłumaczenie: Łukasz Małecki
Literatura: kanadyjska
Wydawnictwo: Wyd. Literackie

Lubię takie powieści, w których niby niewiele się dzieje, bo akcja jest tak mocno skupiona na detalach, a jednak za tymi detalami jest mnóstwo istotnych wydarzeń. Gdy do tego dodamy piękny styl Madeleine Thien, powstaje naprawdę wciągająca lektura. W rytm Nie mówcie, że nie mamy niczego musiałam się wkręcić, wyłapać powiązania między bohaterami, ale kiedy to nastąpiło, książkę czytało mi się świetnie. Narratorką jest Marie Jiang, mieszkająca w Kanadzie córka chińskich imigrantów, której ojciec nagle zostawia rodzinę, wyjeżdża do Azji, gdzie popełnia samobójstwo. A wkrótce potem do jej domu trafia młoda chińska (prawie) studentka, córka przyjaciela ojca, która uciekła z kraju po uczestnictwie w protestach na placu Tiananmen. Pod wpływem jej obecności Marie powoli odkrywa przeszłość zarówno swojego ojca, jak i ojca nowej znajomej. A ta przypadła na burzliwą drugą połowę XX wieku, gdy komunistyczne Chiny rozprawiały się z ludźmi, których uważały za zagrożenie. Mamy więc w tle ludzkie tragedie, burzliwe czasy oraz… dużo muzyki. Bo okazuje się, że obaj ojcowie zajmowali się muzyką i ta tematyka przewija się w książce często – dla niektórych może nawet za często, choć mi osobiście takie wątki nie przeszkadzały.
Życiorysy głównych bohaterów są tak zagmatwane, że akcja wielokrotnie zaskakuje czytelnika. Losy wielu z nich są tragiczne, ale oddają to, jak komunistyczne Chiny traktowały ludzi uznanych za wrogów rewolucji. Akcja się rozkręca, by dojść do punktu kulminacyjnego, którym są protesty na placu Tiananmen – w fascynujący sposób przedstawione z punktu widzenia dwóch pokoleń: studentów oraz ich rodziców, którzy też sporo wycierpieli w poprzednich dekadach. Thien nie próbuje tu zapewnić czytelnikowi lekcji historii Chin, ale raczej zgłębia się w uczucia tych, którzy chcąc nie chcąc w tej historii musieli uczestniczyć. Nie mówcie, że nie mamy niczego to lektura, która bardzo mnie wciągnęła i naprawdę zachwyciła, bardzo polecam 🙂 .

Przeczytane: 15.06.2022
Ocena: 8/10

Opublikowany w Literatura piękna

Margaret Atwood – Grace i Grace

Tytuł: Grace i Grace
Autorka: Margaret Atwood
Tytuł oryginału: Alias Grace
Tłumaczenie: Aldona Możdżyńska-Biała
Literatura: kanadyjska
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Polubiłam styl Atwood już podczas pierwszej lektury, którą była Opowieść podręcznej, ale naprawdę nie spodziewałam się, że Grace i Grace podejdzie mi tak bardzo. To powieść oparta na faktach – głośnej sprawie z połowy XIX wieku, którą Atwood zaczęła zgłębiać już wiele lat temu. Grace Marks miała szesnaście lat, kiedy wraz z Jamesem McDermottem została skazana na śmierć za morderstwo Thomasa Kinneara, u którego oboje pracowali, oraz jego gospodyni Nancy Montgomery. Dzięki skutecznej argumentacji adwokata, wyrok śmierci dla Grace został zamieniony na dożywotnie więzienie. Sprawa sprzed 150 lat (książkę wydano w latach dziewięćdziesiątych) zaintrygowała Atwood, bo wiele kwestii pozostawało tu niejasnych. Świadków morderstwa nie było, zeznania Grace i Jamesa były często sprzeczne, a sprawą żyła cała Kanada, domagająca się ukarania winnych. Grace twierdziła, że nic z tamtych wydarzeń nie pamiętała, a przy ówczesnym poziomie kryminologii nie dało się odpowiedzieć na pytanie, czy Grace uczestniczyła w morderstwie czy też nie, a nawet jeśli tak – to czy zrobiła to dobrowolnie? Zatem mamy fascynującą zagadkę kryminalną, gdzie brak dostępnych materiałów Atwood uzupełniła własną wyobraźnią, a tej jej zdecydowanie nie brakuje. Grace i Grace to powieść, której akcja rozgrywa się w kilka lat po tragicznych wydarzeniach, a ich przebieg poznajemy z perspektywy doktora Jordana, badającego przypadek Grace psychiatry, oraz samej kobiety, wracającej do swoich wspomnień podczas rozmów z lekarzem. Powstała z tego fascynująca powieść psychologiczna, z mnóstwem ciekawych szczegółów dotyczących XIX-wiecznej Kanady.
Co ciekawe, Grace i Grace to taka lektura, w której żadnego z bohaterów nie da się naprawdę polubić. Doktor Jordan na początku sprawia pozytywne wrażenie, ale im bliżej czytelnik go poznaje, tym więcej nieprzyjemnych cech wypływa na światło dziennie. Choć zdaję sobie sprawę, że podejście do kobiet w XIX wieku było zdecydowanie odmienne od współczesnego, to jednak przedmiotowy sposób, w jaki Jordan traktuje płeć przeciwną, jest niesamowicie irytujący. Jako że historię Grace poznajemy głównie z jej własnej perspektywy, oczywiście stara się ona przedstawić siebie w jak najlepszym świetle. W efekcie w czytelniku rodzi się jakaś sympatia do bohaterki, ale nie da się jednak zagłuszyć myśli, że Grace chce udowodnić, że jest niewinna, że zależy jej na jak najdłuższych rozmowach z doktorem, bo zabijają więzienną nudę… Jednak te wszystkie domysły i niepewności sprawiają, że lektura tylko zyskuje na wartości, książkę czyta się świetnie i nie chce się jej odłożyć ani na chwilę.
Rozmowy Grace z lekarzem i jej wspomnienia przeplatają się z cytatami z książek i gazet, wypowiedziami innych osób o Grace, z listami kursującymi pomiędzy Jordanem a jego matką lub innymi osobami, od których próbował dowiedzieć się czegoś o Grace. Jest to też ciekawe urozmaicenie, bo czytelnik dostaje szansę przyjrzenia się sprawie z punktu widzenia innych osób. Brak jasnej odpowiedzi pozwala mu wyrobić sobie własną opinię co do przedstawionych wydarzeń. I nawet jeśli to, co się działo w głowie Grace, to tylko wyobraźnia Atwood – efekt jest niesamowity. Dawno nie czytałam tak wciągającej książki 🙂 .

Przeczytane: 7.06.2022
Ocena: 9/10

Opublikowany w Antyutopia, Literatura piękna

Margaret Atwood – Testamenty

Tytuł: Testamenty
Autorka: Margaret Atwood
Tytuł oryginału: The testaments
Tłumaczenie: Paweł Lipszyc
Literatura: kanadyjska
Wydawnictwo: Wielka Litera

Opowieść podręcznej czytałam już kilka lat temu, ale do dziś pamiętam wrażenie, jakie na mnie wywarła. Teraz sięgnęłam też po wydaną w międzyczasie kontynuację książki – akcja Testamentów rozgrywa się w Gileadzie kilkanaście lat później i jest to nowa historia. A dokładniej trzy różne historie, które w pewnym momencie zaczynają splatać się w całość. Nie są one bezpośrednio związane z historią opisaną w Opowieści podręcznej, więc nie przeszkadzało mi, że trochę szczegółów świata przedstawionego zdążyło mi już uciec z pamięci. Ale choć Testamenty można czytać oddzielnie, polecam jednak zapoznać się najpierw z pierwszym tomem, by lepiej zrozumieć tło historii, świat Gileadu, sytuację polityczną, itp.
Zatem w Testamentach mamy trzy narratorki, których głosy się przeplatają. Ciotka Lidia, niegdyś sędzina, a po upadku USA – jedna z Ciotek-Założycielek w nowym porządku. Agnes – córka Komendanta, która po śmierci matki próbuje odnaleźć się w nowej rodzinie ojca i zaczynająca coraz lepiej rozumieć świat, w którym przyszło jej dorastać. Oraz Daisy – kanadyjska nastolatka, ucząca się w szkole o tym dziwnym świecie za południową granicą i obserwująca go z punktu widzenia normalnego państwa. Muszę przyznać, że Atwood znów świetnie wykreowała realia Gileadu, swoje bohaterki i ich historie, pierwszą część książki czyta się świetnie, wręcz jednym tchem.
Potem jednak coś zaczyna zgrzytać. Nie jakoś mocno, nie na tyle, by lektura przestała mi się podobać. Miałam jednak wrażenie, że akcja pędzi za szybko, za dużo umyka po drodze. Do tego parę sytuacji było aż nadto przewidywalnych, miałam nadzieję na jakieś elementy zaskoczenia, ale tego niestety zabrakło. W efekcie nie odczuwam tutaj takiego zachwytu, jaki wzbudziła we mnie Opowieść podręcznej – ponadto świat przedstawiony nie jest już taką nowością. Mimo wszystko Testamenty to wciąż bardzo dobra książka. Nie rewelacyjna, nie dorównująca swojej poprzedniczce, ale wciąż bardzo dobra 🙂

Przeczytane: 7.10.2021
Ocena: 7/10

Opublikowany w Literatura piękna

Alice Munro – Jawne tajemnice

Tytuł: Jawne tajemnice
Autor: Alice Munro
Tytuł oryginału: Open secrets
Tłumaczenie: Anna Przedpełska-Trzeciakowska
Literatura: kanadyjska
Wydawnictwo: W.A.B.

Podobno styl Alice Munro się albo uwielbia albo szczerze się go nie znosi. Ja należę do pierwszej grupy osób – po przeczytaniu jej zbioru opowiadań pt. Zbyt wiele szczęścia byłam bardzo zachwycona lekturą. Upłynął już rok, odkąd przeczytałam tę książkę i uznałam, że to czas najwyższy, by sięgnąć po kolejne opowiadania Kanadyjki. Tym razem mój wybór padł na Jawne tajemnice.
Choć styl Munro pozostaje ten sam, dalej pasuje mi jej sposób pisania, to jednak Jawne tajemnice nie zachwyciły mnie aż tak bardzo jak Zbyt wiele szczęścia. Czegoś mi w tych opowiadaniach brakowało. Przede wszystkim sensownych zakończeń. Wiele historii było urwanych, niedopowiedzianych i choć zapewne taki był zamysł autorki, by czytelnik mógł się dalej zastanawiać, nieszczególnie mi to podeszło. Spodobała mi się za to kreacja postaci – nawet jeśli Munro pokrótce rozbudowywała dany wątek, bohaterowie opowiadań byli bardzo wyraziści, łatwo przychodziło ustosunkowanie się do nich.
Jawne tajemnice czytało mi się dość szybko, skończyłam książkę w parę spokojnych wieczorów. Dalej lubię Munro, choć brakuje we mnie już poprzedniego zachwytu. Jawne tajemnice to wciąż dobra książka, przyjemny cykl opowiadań, jednak dla mnie nieco rozczarowujący – spodziewałam się po Kanadyjce znacznie więcej.

Przeczytane: 13.05.2021
Ocena: 6/10

Opublikowany w Literatura górska

Bernadette McDonald – 8000 zimą

Tytuł: 8000 zimą. Walka o najwyższe szczyty świata w najokrutniejszej porze roku
Autor: Bernadette McDonald
Tytuł oryginału: Winter 8000. Climbing The World’s Highest Mountains In The Coldest Season
Tłumaczenie: Andrzej Górka
Literatura: kanadyjska
Wydawnictwo: Agora

Bardzo lubię literaturę górską, ale w himalaizmie zimowym jest coś, co mnie szczególnie fascynuje. Walka człowieka z górami wysokimi jest zawsze walką nierówną, ale gdy dodamy do tego warunki panujące w Himalajach i Karakorum zimą (minus kilkadziesiąt stopni, potężne śnieżyce, wiatry wiejące z siłą ponad 100km/godz…), to nie wiadomo, czy to jeszcze masochizm czy już chęć samobójstwa. Jak to ujął polski wspinacz, Adam Bielecki: w himalaizmie zimowym nie ma przyjemności. Są jednak wyzwania, które pchają tych ludzi do przekraczania swoich granic.
Uwielbiam sposób, w jaki Bernadette McDonald pisze o ludziach gór. To już jej trzecia książka, która trafiła w moje ręce, i chyba ta najlepsza 🙂 . Lektura jest podzielona na czternaście rozdziałów, każdy rozdział opowiada o próbach zdobycia zimą kolejnego ośmiotysięcznika – w kolejności chronologicznej ich zdobywania. 8000 zimą kończy opowieść o wtedy jeszcze niezdobytym K2. Dużo tu polskich nazwisk, bo to przecież Polacy, którzy nie mogli bić rekordów wcześniej ze względu na sytuację polityczną w kraju, postawili na zimową wspinaczkę. Wielicki, Cichy, Kukuczka, Hajzer, Berbeka i inni, których autorka nazywa Lodowymi Wojownikami. Oni tworzyli historię w ubiegłym wieku, ale XXI wiek należał już nie tylko do Polaków – tu rządzą Moro i Urubko.
McDonald skupia się tylko na zimowych podbojach, krótko wprowadzając każdego z bohaterów. Mi to nie przeszkadzało, bo sporo już o ich wyczynach czytałam, ale jestem w stanie sobie wyobrazić, że ktoś nieznający historii himalaizmu może czasem odnieść wrażenie, że brakuje mu trochę kontekstu. Autorka opisuje wszystkie ważniejsze próby zdobycia ośmiotysięczników zimą, cytując wiele wspomnień wspinaczy, które sprawiają, że książkę czyta się jeszcze lepiej. Opisy pierwszych zimowych wejść są szczegółowe – kto wchodził w skład, którędy szli, na jakiej wysokości zakładali obozy, jakie były relacje między wspinaczami. Ja uwielbiam takie ciekawostki, 8000 zimą pochłaniałam rozdział po rozdziale. Ciekawie opisano też misje ratunkowe, w tym chyba tę najgłośniejszą na Nanga Parbat, gdy Bielicki i Urubko pomogli zejść Revol, ale gdzieś wyżej umarł zakochany w tej górze Mackiewicz.
8000 zimą McDonald to książka o pasji, którą zwykłemu śmiertelnikowi ciężko zrozumieć. Ale jest to książka świetnie napisana, która zapewne wejdzie do kanonu literatury górskiej, bo dotąd jeszcze nie trafiłam na tak świetne podsumowanie zimowych wejść na ośmiotysięczniki. Zainteresowanym tematem z całego serca polecam.

Przeczytane: 28.03.2021
Ocena: 8/10

Opublikowany w Biografie i wspomnienia, Literatura górska

Bernadette McDonald – Kurtyka. Sztuka wolności

Tytuł: Kurtyka. Sztuka wolności
Autor: Bernadette McDonald
Tytuł oryginału: Art of Freedom. The Life and Climbs of Voytek Kurtyka
Tłumaczenie: Maciej Krupa
Literatura: kanadyjska
Wydawnictwo: Agora

To już druga przeczytana przeze mnie – po Ucieczce na szczyt – książka McDonald i spodobała mi się równie mocno. Kanadyjka ma talent opisywania górskich doświadczeń z punktu widzenia wspinaczy i naprawdę dobrze się to czyta. Zresztą chyba najlepiej o tym świadczy fakt, że ja generalnie nie jestem fanką biografii, a Kurtykę pochłonęłam w kilka wieczorów.
Biorąc pod uwagę, że sporo już wcześniej czytałam o wyczynach polskich himalaistów, nie spodziewałam się, że biografia Kurtyki tyle razy mnie zaskoczy. Wiedziałam, że mimo wielu osiągnięć nigdy nie zdobył wszystkich ośmiotysięczników, nie zdawałam sobie jednak sprawy, że jego w ogóle takie wyczyny i rywalizacje nie interesowały. Kurtyka to nie tylko utalentowany (i wciąż żywy, co według Messnera, najlepiej świadczy o himalaistach) wspinacz, to także bardzo skromny i niezwykle ambitny człowiek. Jednak ta ambicja nie przejawiała się w kolekcjonowaniu szczytów, ale raczej w przechodzeniu niezwykle trudnych ścian.
Książka McDonald skupia się na wspinaczkowej karierze Kurtyki, co mnie bardzo cieszy. Oczywiście, dowiadujemy się też trochę o jego dzieciństwie czy rodzinie, ale to tylko dodatki. Wojtek z tej książki to przede wszystkim wspinacz, dopiero potem syn, mąż, ojciec. Zdając sobie sprawę, że u himalaistów rodzina tak czy inaczej często schodziła na dalszy plan, nie dziwi mnie, że McDonald więcej uwagi poświęciła relacjom Kurtyki z partnerami wspinaczkowymi niż z partnerkami życiowymi. Mnie jako czytelniczkę też zdecydowanie bardziej interesowało to, co się działo w namiocie w Himalajach, a nie w polskim domu Kurtyki, choć pewnie znajdą się i tacy, którym te szczątkowe informacje o życiu prywatnym będą przeszkadzać. Tym jednak, którzy pasjonują się górami i wyczynami polskich himalaistów, książkę szczerze polecam 🙂

Przeczytane: 4.01.2021
Ocena: 7/10

Wszyscy ludzie marzą, ale nie jednakowo.

Opublikowany w Literatura piękna

Alice Munro – Zbyt wiele szczęścia

Tytuł: Zbyt wiele szczęścia
Autor: Alice Munro
Tytuł oryginału: Too Much Happiness
Tłumaczenie: Agnieszka Kuc
Literatura: kanadyjska
Wydawnictwo: Wyd. Literackie

Nie znałam wcześniej twórczości Alice Munro, choć nazwisko Kanadyjki było mi znane ze względu na otrzymaną przez nią Nagrodę Nobla. Jednak przy jej nazwisku często padały hasła opowiadania czy literatura obyczajowa i szczerze powiedziawszy, nie brzmiało to dla mnie zachęcająco. Nie tylko dlatego, że zdecydowanie wolę całe powieści niż zbiory krótkich opowiadań. Nie wyobrażałam sobie, by w prostych historiach z życia (głównie w Kanadzie) było coś szczególnie ciekawego. Mimo wszystko chciałam sobie wyrobić własne zdanie o twórczości Munro, więc nie miałam innego wyboru niż sięgnięcie po jedną z jej książek. Wybrałam Zbyt wiele szczęścia ze względu na dość wysokie oceny na portalach czytelniczych.
Już na wstępie zaskoczyło mnie, jak dobrze się to czyta. Munro ma bardzo dobre pióro, ale i tłumaczka stanęła na wysokości zadania. Bohaterowie są wyraziści, oddziałują na emocje czytelnika, szybko wzbudzają sympatię lub antypatię, choć nie wszystkie ich zachowania są zrozumiałe. Nagle zaczęłam się łapać na tym, że z rozczarowaniem docierałam do końca rozdziału. Zaciekawił mnie dany bohater, chciałam wiedzieć, co dalej… Ale to tylko opowiadanie, wyrywek opowieści, nie ma żadnego dalej. Jest za to nowa postać, nowa historia, no i nowy wątek, który wciąga równie mocno jak poprzednie.
Choć się tego nie spodziewałam, Zbyt wiele szczęścia naprawdę mnie zachwyciło. Jestem przekonana, że nie było to moje ostatnie spotkanie z twórczością Alice Munro 🙂 .

Przeczytane: 10.05.2020
Ocena: 8/10

Opublikowany w Fantastyka

Morgan Rhodes – Upadające królestwa

Tytuł: Upadające królestwa
Autor: Morgan Rhodes
Tytuł oryginału: Falling Kingdoms
Tłumaczenie: Kinga Kwaterska
Literatura: kanadyjska
Wydawnictwo: Gola

Tak sobie czasem myślę, że dziś już trudno o nową, dobrą i oryginalną fantastykę. Jak tu wymyślić świat niepodobny do tylu innych światów wymyślonych? Po przeczytaniu kilku recenzji ,Upadających królestw nie spodziewałam się po tej powieści cudów. To raczej miała być lekka lektura, przerywnik pomiędzy stosem czytanych przeze mnie reportaży. I choć nie miałam w stosunku do książki wygórowanych oczekiwań, i tak zdołała mnie rozczarować 😉 .
Fabuła krąży wokół czwórki młodych ludzi z trzech sąsiadujących ze sobą królestw. Mamy zatem księżniczkę Cleo, młodszą córkę władcy Auranos – najbogatszego z terytoriów. Mamy przybrane rodzeństwo: Lucię i Magnusa – czarodziejkę i następcę tronu bardzo religijnego kraju Limeros. Czwarty z bohaterów to Jonas – syn sprzedawcy win z biednej Paelsii. Losy całej czwórki splatają się, gdy między królestwami wybucha wojna – jak to w fantastyce często bywa: o władzę nad światem i władzę nad magią.
Co mnie zaskoczyło – choć autorka operuje dość powszechnymi schematami, ma całkiem sporo własnych pomysłów na poprowadzenie ciekawej fabuły. Zwroty akcji są często zaskakujące, a sama powieść kończy się tak, że aż zaczęłam się zastanawiać, co dalej (Upadające królestwa to tom pierwszy całej sagi, a nie oddzielna książka). A jednak po część drugą nie zdecydowałam się sięgnąć. Dlaczego? Bardzo przeszkadzał mi styl autorki – już od początku lektury nie sposób nie zauważyć, że książka jest skierowana głównie do młodzieży. Niezbyt wymagającej młodzieży. Postacie są bardzo płytkie, brak tu jakiejkolwiek analizy psychologicznej bohaterów. Wydarzenia, które powinny na nich wpływać i kształtować ich, są przedstawione pobieżnie, często bezemocjonalnie… ewentualnie emocje są tak płytkie, że nie sposób się wczuć w lekturę. Szkoda, bo pomysł jest całkiem dobry, tylko zabrakło warsztatu. Rezultat jest taki, że choć jestem ciekawa, co dalej z bohaterami, to jednak nie czuję się na siłach, by przebrnąć przez kolejny tom takiej lektury…

Przeczytane: 26.09.2017
Ocena: 6/10