Opublikowany w Reportaż

Swietłana Aleksijewicz – Wojna nie ma w sobie nic z kobiety

Tytuł: Wojna nie ma w sobie nic z kobiety
Autor: Swietłana Aleksijewicz
Tytuł oryginału: У войны не женское лицо
Tłumaczenie: Jerzy Czech
Literatura: białoruska
Wydawnictwo: Czarne

Reportaże wojenne mają poruszać – tak, by po przeczytaniu człowiek stwierdził, że nigdy sam nie chciałby czegoś takiego przeżyć. Przynajmniej ja tego po lekturze oczekuję. Nie lubię książek, które przedstawiają wojnę niemal jak rozrywkę, jako przygodę życia – jest w tym dla mnie coś nienaturalnego. Swietłana Aleksijewicz podjęła się na początku lat osiemdziesiątych zadania, które wydawało się wręcz niemożliwe w tamtych czasach. Zaczęła rozmawiać z radzieckimi kobietami, które przeżyły II wojnę światową. Co więcej, zaczęła zadawać im niewygodne pytania. A one – po czterdziestu latach milczenia – zaczęły w końcu mówić. Mówiły prawdę, za którą wcześniej można było zapłacić więzieniem albo nawet życiem. Nawet wtedy, kiedy już można było mówić, nie zawsze można było to upublicznić – autorka zacytowała (we wstępie dopisanym po latach) cenzora: Kto pójdzie walczyć po przeczytaniu takiej książki? (…) Zwycięstwo osiągnęliśmy z trudem, ale pani powinna szukać heroicznych przykładów. Są ich setki, a pani pokazuje brud wojny. Brudną bieliznę. U pani nasze Zwycięstwo jest straszne. (…) Nie potrzebna nam pani mała historia, potrzebujemy wielkiej historii. Czyż nie oddaje to świetnie radzieckiego podejścia? Książki wojenne miały siać propagandę, a nie opowiadać o tym, co się działo na froncie z punktu widzenia żołnierza. Albo – co gorsza – z puntu widzenia kobiety. W końcu na wojnie nie ma miejsca na emocje…
Autorka rozmawiała z dwoma grupami kobiet. Pierwsza, mniejsza (przynajmniej w reportażu) grupa kobiet to te, które zostały w domach i czekały na mężów, ojców, synów walczących na wojnie. Czasem doczekały się tylko listu, że zginął. Czasem, że zaginął i potem latami żyły w niegasnącej nadziei, że może wróci. Ale czasem przychodziły gorsze wiadomości – dostał się do niewoli… to już lepiej żeby zginął! W końcu Stalin na przykładzie własnego syna jasno pokazał, że nie ma jeńców wojennych, są tylko zdrajcy ojczyzny. Na takich po wojnie czekał gułag, a żona czy córka była pozostawiona sama sobie z łatką osoby bliskiej zdrajcy… Były też takie kobiety, co szły do partyzantki, walczyły w lasach albo cierpiały w więzieniach Gestapo.
Druga grupa to kobiety, które wyruszyły na wojnę. Często jeszcze jako nastolatki, nie zdając sobie w pełni sprawy z tego, co robią i co je tam czeka. Gdy ojczyzna wzywa, nie zadaje się pytań! Jaką nienawiść trzeba w sobie wyzwolić, by z zimną krwią zabijać? Jak potem zmusić siebie do kochania, do założenia rodziny, gdy widziało się tyle śmierci i zła? Jak pozostać kobietą, będąc ciągle wśród mężczyzn i tracąc całą swą atrakcyjność seksualną, gdy nawet ciało odmawia posłuszeństwa i przestaje miesiączkować? Jak potem wrócić do normalnego życia, wyjść za mąż, gdy wszyscy wokół uważają, że skoro była na wojnie, to na pewno puszczała się ze wszystkimi, więc nawet własna rodzina woli się jej wyrzec? A jak nie daj Boże zostanie się inwalidką? Przecież kobieta bez męża i dzieci to nie kobieta, a kto taką zechce…?
Czytałam już wiele reportaży wojennych, ale ten poruszył mnie szczególnie mocno. Opowiada o sprawach, o których większość historii milczy. Ukazuje inną twarz wojny, dużo bardziej ludzką, ale przez to jeszcze straszniejszą. Przez oddanie głosu bohaterkom, autorka sprawiła, że książkę się wręcz pochłania – z wrażeniem, jakby siedziało się naprzeciwko tych starych kobiet i słuchało ich zapierających dech w piersiach historii. Aleksijewicz za swoją twórczość została w 2015 roku nagrodzona Literacką Nagrodą Nobla i po lekturze Wojny… jestem pewna, że jeszcze nieraz sięgnę po jej reportaże.

Przeczytane: 12.10.2017
Ocena: 9/10

Jedna myśl na temat “Swietłana Aleksijewicz – Wojna nie ma w sobie nic z kobiety

Dodaj komentarz