Opublikowany w Literatura piękna

Cristina Morales – Lektura uproszczona

Tytuł: Lektura uproszczona
Autorka: Cristina Morales
Tytuł oryginału: Lectura fácil
Tłumaczenie: Katarzyna Okrasko, Agata Ostrowska
Literatura: hiszpańska
Wydawnictwo: ArtRage

Lektura uproszczona to jedna z tych książek, o których nie umiem powiedzieć, czy mi się podobały czy nie. Była to na pewno bardzo specyficzna lektura i jestem w stanie zrozumieć zarówno tych, którzy się nią zachwycają, jak i tych, którym kompletnie nie przypadła ona do gustu. Morales opowiada tu o losach czterech kuzynek mieszkających w Barcelonie, a każda z nich ma mniejszy lub większy stopień niepełnosprawności intelektualnej. Samo wciągnięcie się w treść książki trochę trwa, bo wydarzenia poznajemy z punktu widzenia różnych bohaterek i są one przedstawione w różny sposób: dialogi i monologi, protokoły ze spotkań oraz rozpraw sądowych, pisana w formie wiadomości na Whatsappie lektura uproszczona… Niektóre fragmenty były wciągające i wręcz elektryzujące, inne bardzo mi się dłużyły i nieszczególnie do mnie trafiały.
Dla Morales nie ma tematów tabu, więc jeśli drażnią Was przekleństwa, szczegółowe opisy seksu, mocno feministyczne dyskusje… może lepiej sobie odpuścić, albo w drugą stronę, sięgnąć po książkę i zobaczyć, na ile jesteście w stanie wyjść poza własną strefę komfortu? Bo autorka poprzez swoje bohaterki wali prosto z mostu – w końcu nie można oczekiwać, że kobiety niepełnosprawne umysłowo będą dokładnie pilnować swoich słów, prawda? Zwłaszcza że próbują się buntować przeciwko temu jak są postrzegane i traktowane, a choć fakt, że udało im się zamieszkać w Barcelonie, był niemałym sukcesem, dalsze życie nie było łatwe. W gruncie rzeczy akcji tu nie ma za dużo – więcej tu dyskusji, wspomnień, małych kroków w walce o własną godność – ale przez większość czasu książkę czyta się całkiem dobrze i szybko. Dla mnie momentami dłużyzn były monologi Nati dotyczące tańca, ale znów, jestem w stanie uwierzyć, że do kogoś one trafiły, bo Morales ciekawie wplatała tu kwestie niepełnosprawności, równouprawnienia czy seksualności. Na pewno była to lektura wymagająca ode mnie innego spojrzenia na świat i nie zawsze to do mnie trafiało, nie ze wszystkim mi się podobało, ale myślę, że warto było przeczytać 🙂

Przeczytane: 16.04.2025
Ocena: 6/10

Opublikowany w Literatura piękna

Kateřina Tučková – Bílá Voda (t.2)

Tytuł: Bílá Voda (t.2)
Autorka: Kateřina Tučková
Tytuł oryginału: Bílá Voda
Tłumaczenie: Julia Różewicz
Literatura: czeska
Wydawnictwo: Afera

Kiedy skończyłam czytać pierwszą część Bilej Vody, żałowałam, że polski wydawca zdecydował się podzielić książkę na pół i drugą część wydać dopiero wiosną. Z perspektywy czasu myślę, że może i dobrze się stało, że drugą połówkę przeczytałam dopiero teraz, po przerwie, bo zdążyłam zapomnieć o tym, co mnie męczyło i się dłużyło, i do lektury podeszłam z nową energią. Od razu się wciągając, bo u Tučkovej ciągle się coś dzieje, a w drugiej części wydarzenia jeszcze nabrały tempa. Zmierzając, niestety, do przewidywalnego zakończenia, choć cały czas miałam nadzieję, że autorka nie pójdzie w tym kierunku… Było jednak po drodze trochę zawirowań akcji, odkrywanych nagle powiązań między bohaterami – przyznam, że dla mnie było tego wręcz za dużo, aż czasem zbierało mi się na przewracanie oczami i myślenie: nie no, tylko nie kolejny cudowny zbieg okoliczności… W efekcie dwójka podobała mi się nieco mniej niż jedynka, choć zarówno wady, jak i zalety tamtej wciąż są zauważalne – w końcu w oryginale to była jedna książka.
Zatem wciąż mnie irytowało nierzeczywiste przedstawienie bohaterów (doszły do tego te nierealne wręcz powiązania między nimi) i wtórność przedstawiania opowieści, tak podobne do Bogiń z Žítkovej. I nadal mnie ciekawiła sama historia, podziwiałam ogrom pracy w tle, którą musiała wykonać Tučkova, by stworzyć wiarygodne tło historyczne. Bila Voda jako całość to książka fascynująca, choć nieco przegadana, dobrze napisana, choć znałam ten styl już z poprzedniej lektury. Warto było przeczytać, ale miałam jednak trochę wyższe oczekiwania 🙂

Przeczytane: 12.04.2025
Ocena: 6/10

Opublikowany w Biografie i wspomnienia, Holokaust

Selma van de Perre – Mam na imię Selma

Tytuł: Mam na imię Selma
Autorka: Selma van de Perre
Tytuł oryginału: Mijn naam is Selma
Tłumaczenie: Iwona Mączka
Literatura: holenderska
Wydawnictwo: Wielka Litera

Zawsze mam problem z ocenieniem książek ze wspomnieniami Ocalonych z obozów koncentracyjnych, jeśli czegoś mi w lekturze brakowało. Ciężko oddzielić samą opowieść od tego, co ktoś przeżył, a przecież takich przeżyć nie sposób ocenić. U Selmy van de Perre czegoś mi właśnie brakowało, choć przecież jej życie to fascynująca historia. Młoda holenderska Żydówka najpierw się ukrywała, potem działała w ruchu oporu, aresztowana przeszła przez więzienie i obóz Ravensbrück, ze Szwedzkim Czerwonym Krzyżem przedostała się do Szwecji, by w końcu dołączyć do ocalałych członków rodziny w Wielkiej Brytanii… Można wręcz stwierdzić, że każdy z tych wątków zasługuje na oddzielną opowieść, autorka przedstawiła jednak swoje wspomnienia niezwykle zwięźle. Spodziewałam się, że Mam na imię Selma to literatura obozowa, tymczasem pobytowi w Ravensbrück van de Perre poświęciła w książce tyle samo, a może nawet mniej uwagi niż swojemu dzieciństwu i rodzicom. I choć autorka wspomina, że zaraz po ocaleniu myślała, że nie będzie chciała opowiadać o przeżyciach obozowych, z czasem zmieniła zdanie – ludzie umierają, trzeba dawać świadectwo. Chyba sama nie była jednak do tego przekonana, biorąc pod uwagę, jak pobieżnie wspomina większość wydarzeń. I nie mam tu na myśli samego pobytu w Ravensbrück, ale przede wszystkim działalność w holenderskim ruchu oporu – jest to coś, o czym naprawdę nic nie wiedziałam, a po lekturze niewiele się w tej kwestii zmieniło.
Mimo wszystko uważam, że dobrze się stało, że Nazywam się Selma została przetłumaczona na język polski – moje dotychczasowe skojarzenia dot. literatury o nazistowskiej okupacji Holandii ograniczały się do Dziennika Anne Frank, a w nim na próżno by szukać informacji o walczących Żydach czy miejscowych więzieniach i obozach. Van de Perre przedstawia więc inny świat, inne doświadczenia i tylko szkoda, że przedstawia je tak pobieżnie, przeskakując z tematu na temat, zamykając całe swoje życie w niespełna 300 stronach.

Przeczytane: 08.04.2025
Ocena: 6/10

Opublikowany w Historia, Reportaż

Leonie Schöler – Okradzione

Tytuł: Okradzione. Jak kobiety napisały historię, a mężczyźni okryli się chwałą
Autorka: Leonie Schöler
Tytuł oryginału: Beklaute Frauen
Tłumaczenie: Artur Kożuch
Literatura: niemiecka
Wydawnictwo: Otwarte

Okradzione Schöler to bardzo ciekawa książka, choć o nieco mylącym podtytule. Chociaż takie historie też tutaj znajdziemy, to stanowią tylko ułamek tej książki, większość opowieści nie dotyczy tego, jak kobiety napisały historię, a mężczyźni okryli się chwałą, ale raczej jak kobietom w ogóle uniemożliwiano wpływ na historię. I nie mam tu na myśli tylko wydarzeń politycznych, ale też chociażby naukę czy sztukę. W końcu ciężko zmieniać bieg wydarzeń, gdy trzeba siedzieć w domu, zajmować się dziećmi, dbać o męża, a wszystkim to pasuje. Wszystkim mężczyznom, naturalnie. Jak kobiety miały wybić się w nauce, gdy zabroniono im studiować? Jak mogły robić karierę zawodową, gdy wymagano od nich odejścia z pracy najpóźniej w momencie wyjścia za mąż? Jak mogły osiągać sukcesy sportowe, jak wszystkie zawody organizowano dla mężczyzn, a pragnącym więcej aktywności fizycznej kobietom sugerowano aktywniejsze krzątanie się po domu? Jak mogły zawojować sztukę, gdy to mężczyźni urządzali wystawy, pisali krytyczne recenzje i promowali tylko siebie samych? Okradzione Schöler to zatem przede wszystkim opowieść o tym, jak mężczyźni robili wszystko, by udział kobiet w historii był tak zmarginalizowany, jak to tylko możliwe. A zarazem to opowieść o tym, jak kobiety to dostrzegały, próbowały zmieniać i cierpiały, gdy nie mogły się realizować, gdy ich zasługi przypisywano innym. Niektóre z opowiedzianych tu historii – jak chociażby biografię Milevy Marić, żony Einsteina – znałam już wcześniej, wiele innych było jednak dla mnie nowością. Autorka przybliża czytelnikom losy kobiet, które miały wiedzę, talent, umiejętności – wszystko to, co potrzebne, by osiągnąć sukces… poza płcią. Mimo ich niewątpliwego wkładu i ciężkiej pracy, wszystkie nagrody i zachwyty zbierali ich mężowie, ojcowie, współpracownicy, one zaś mogły czuć się docenione, jeśli w zamian usłyszały dziękuję. Zazwyczaj nie dostawały nawet aż tyle.
Okradzione składają się z sześciu rozdziałów i pierwsze pięć wręcz pochłaniałam, zaczytując się w opowieściach dotyczących naukowczyń, badaczek, artystek, wojowniczek, sportowczyń… (ta książka jest tak pełna feminatywów, aż miło! 🙂 ) Nieco utknęłam dopiero na końcu książki, bo ostatni rozdział Zapomniane i wymazane znacząco odbiega od reszty lektury. Z jednej strony pozytywnie mnie zaskoczyło, że Schöler wielokrotnie podkreśla, że problemy kobiet często przeplatają się z problemami osób LGBTQ+ czy o innym niż biały kolorze skóry, że dyskryminacja dotyczy wielu różnych grup osób i w różnym stopniu bywa odczuwana. Z drugiej jednak strony, ostatni rozdział zbyt mocno skupił się dla mnie na samej autorce i innych problemach, a odbiegł od tego typu opowieści, które zachwyciły mnie w poprzednich rozdziałach. Osobiście uważam, że to właśnie sama autorka, jej nadmierna obecność w książce, odbierała mi nieco przyjemność z lektury. Schöler często pisała tak, jakby wciąż wypowiadała się do fanów w mediach społecznościowych – pewnie to chwyta w filmikach w internecie, ale w książce non fiction zdania w stylu Sorry, to zdanie wypadło bardzo akademicko! czy Bo się popłaczę! są bardzo nie na miejscu. Nie zaprzeczę, że potoczny język sprawia, że Okradzione czyta się bardzo szybko, jednak nieco za często pojawiały się takie dziwne wstawki językowe, bym mogła się tą książką w pełni zachwycić. Wciąż jednak uważam, że jest to bardzo wartościowa lektura, zwłaszcza jeśli potraktuje się jako bazę do dalszego zgłębiania tematu. Schöler przedstawiła skrótowo wiele ciekawych historii i biografii – nie pozwólmy tym nazwiskom odejść w niepamięć 🙂

Przeczytane: 07.04.2025
Ocena: 7/10

Opublikowany w Literatura piękna

Khaled Hosseini – Chłopiec z latawcem

Tytuł: Chłopiec z latawcem
Autor: Khaled Hosseini
Tytuł oryginału: The Kite Runner
Tłumaczenie: Maria Olejniczak-Skarsgård
Literatura: afgańska/amerykańska
Wydawnictwo: Albatros

O Chłopcu z latawcem było swego czasu bardzo głośno, książka stała się bestsellerem, a ja dodałam ją na listę lektur, które chciałabym przeczytać… i zapomniałam o niej na lata 😉 Wreszcie sięgnęłam po tę powieść i czytało mi się ją naprawdę dobrze, jestem w stanie zrozumieć, co sprawiło, że zachwyciła tyle osób, choć sama nie podzielam wszystkich zachwytów 😉 Głównym bohaterem i narratorem powieści jest Amir, afgański uchodźca mieszkający w Stanach Zjednoczonych i wracający wspomnieniami do swego dzieciństwa w Kabulu. Jego matka zmarła przy porodzie, a ojciec był zamożnym człowiekiem, który dbał o syna, jednak uważał go trochę za mięczaka. Najlepszym przyjacielem Amira był Hassan, syn hazarskiego służącego i była to relacja bardzo nierówna. Dorosły już Amir widzi, że nie traktował Hassana jak przyjaciela, podczas gdy drugi chłopiec był gotowy na największe poświęcenia dla niego. Ich drogi się rozeszły w sposób, który na Amirze ciążył przez całe życie, a gdy w pewnym momencie pojawiła się szansa na pewne zadośćuczynienie krzywd i wyjazd do Afganistanu, wiele wspomnień do bohatera wróciło.
Bardzo przypadł mi do gustu styl Hosseiniego – Chłopca z latawcem czyta się szybko, nie chce się wręcz odkładać książki na bok, bo nie wiadomo, co wydarzy się dalej. Akcja toczy się wartko, bohaterowie są żywi i wyraziści, a że niektóre wydarzenia poznajemy po latach, towarzyszą im już przemyślenia i refleksje odnośnie niewłaściwych zachowań z czasów dziecięcych. Wciągnął mnie też opis życia w przedwojennym Afganistanie, niewiele wiem o tamtym kraju, a Hosseini naprawdę dobrze opisuje świat, który już nigdy nie wróci. Mocno poruszający był też powrót Amira do Kabulu zniszczonego wojną z ZSRS i władzą Talibów – jaka to musi być świadomość, że z kraju dorastania mało co już zostało?
Biorąc powyższe pod uwagę, uznałam Chłopca z latawcem za dobrą powieść, jednak były kwestie, które nieco mi zgrzytały w kreacji głównych bohaterów. Amir i Hassan byli przedstawieni jako przeciwieństwa, co miało sens dla fabuły, jednak ich losy nie potrafiły mnie przekonać – szczególnie los Hassana. Jak na biblijnego Hioba spadają na niego różne nieszczęścia, a ten wciąż wierzy w Amira, wciąż widzi pozytywne rzeczy w życiu. Czytając, zastanawiałam się, co jeszcze autor wymyśli dla tego bohatera, bo na pewno można jeszcze bardziej dowalić, w końcu to wojenny Afganistan, o tragedię nietrudno, prawda? Nie potrafiłam polubić bohaterów tej powieści, ale cieszę się, że po nią sięgnęłam.

Przeczytane: 04.04.2025
Ocena: 7/10

Opublikowany w Publicystyka

Mikołaj Marcela – Patoposłuszeństwo

Tytuł: Patoposłuszeństwo. Jak szkoła, rodzina i państwo uczą nas bezradności i co z tym zrobić?
Autor: Mikołaj Marcela
Literatura: polska
Wydawnictwo: Znak

Nie miałam szczególnie wysokich oczekiwań odnośnie Patoposłuszeństwa Marceli, książka okazała się jednak słabsza, niż myślałam. Spodziewałam się jakiegoś dłuższego eseju, ciekawych przemyśleń dotyczących wyuczonej bezradności (na to wskazywał przecież podtytuł), a to, co dostałam… ciężko to nawet sensownie podsumować 😉 . I nie to, że przemyślenia Marceli są jakieś dziwne czy złe – wręcz przeciwnie, myślę, że sporo z nas zgodzi się z nim choć w części poruszanych tu kwestii. Problem leży jednak w tym, jak te kwestie zostały przedstawione. W pierwszych rozdziałach autor w kółko wałkuje tematy związane z posłuszeństwem i przemocą i o ile to pierwsze hasło z czasem schodzi na dalszy plan, to przemocy autor doszukuje się niemal wszędzie do końca książki. Z ciekawości skorzystałam z opcji wyszukiwania i różne odmiany słowa posłuszeństwo wyskoczyły mi 113 razy, a przemoc – 245 razy. W książce, której czysty tekst, bez przypisów, liczy sobie ledwo trochę więcej niż 200 stron. Powtórzenia – zarówno w używanym słownictwie, jak i w przemyśleniach – nieźle irytowały. Rozczarowały mnie też odniesienia i przypisy, choć było ich całkiem sporo. Jednak jeśli jakiś temat, szczególnie historyczny, mnie zaciekawił, to tutaj akurat przypisów brakowało, autor za to z zamiłowaniem odwoływał się tu do wciąż tych samych autorytetów z Davidem Graeberem, kontrowersyjnym amerykańskim antropologiem i anarchistą, na czele.
Lektura Patoposłuszeństwa okazała się przede wszystkim bardzo nużąca – kilkukrotnie rozważałam odłożenie nieskończonej książki. Przeczytałam do końca i myślę, że jest to dla mnie najgorsza lektura ostatnich miesięcy. Właściwie nic nowego się z niej dowiedziałam, wymęczyłam powtarzanie w niezbyt składny sposób kwestie, z którymi się zgadzam lub nie i na pewno nie zamierzam sięgać po inne wywody i przemyślenia Marceli.

Przeczytane: 2.04.2025
Ocena: 3/10

Opublikowany w Historia

Antony Beevor – Walka o Hiszpanię 1936-1939

Tytuł: Walka o Hiszpanię 1936-1939. Pierwsze starcie totalitaryzmów
Autor: Antony Beevor
Tytuł oryginału: The Battle for Spain: The Spanish Civil War 1936-39
Tłumaczenie: Hanna Szczerkowska
Literatura: brytyjska
Wydawnictwo: Znak Horyzont

Twórczość Beevora i jego sposób pisania o historii uwielbiam od lat, odkąd po raz pierwszy sięgnęłam po jego książkę. Z tym brytyjskim historykiem zgłębiałam dotąd jednak tylko II wojnę światową, tym razem przyszła więc kolej na hiszpańską wojnę domową. A na start muszę przyznać, że o tej wojnie naprawę mało wiedziałam, poza jakimiś podstawowymi informacjami – nie przypominam sobie, by cokolwiek było zgłębiane na lekcjach historii, nie trafiłam też dotąd na dobrą książkę, w przystępny sposób omawiającą to zagadnienie.
Beevor – jak zwykle zresztą – podszedł do tematu, łącząc ogólny obraz wojny z zamiłowaniem do szczegółów. Chyba najdłużej mi się czytało pierwsze rozdziały, opowiadające o tym, jak w ogóle doszło do wybuchu wojny między republiką a nacjonalistami – większość nazwisk była mi kompletnie obca i musiałam sobie ułożyć w głowie mapę powiązań. Jednak gdy autor doszedł do wybuchu działań wojennych, rozkręciło się też tempo książki i – znów: jak zwykle u Beevora 😉 – czytało mi się świetnie. Aż szkoda, że pamięć ludzka jest ograniczona i nie ma szans spamiętać tych wszystkich szczegółów…
Walka o Hiszpanię to ciekawy opis tego, jak narastały napięcia w Hiszpanii, jak zamach stanu przerodził się w wojnę domową, w której obie strony szukały wsparcia zagranicznego, aż po upadek republiki i narodziny dyktatury Franco. Czytelnicy śledzą narastający terror, kluczowe bitwy, udział Niemców, Włochów i komunistów z różnych krajów (szczególni ci pierwszy potraktowali Hiszpanię jako poligon doświadczalny przed II wojną światową), wojnę domową w wojnie domowej, gdy republika zaczęła się rozpadać, no i całą politykę wielkich mocarstw dookoła… Mnóstwo się z tej książki dowiedziałam, styl Beevora sprawiał, że wydarzenia, o których czytałam, stawały mi jak żywe przed oczami. Walka o Hiszpanię nie zachwyciła mnie aż tak jak inne książki autora (wciąż uważam Berlin 1945 za niepokonany 😉 ) – może dlatego, że trzy lata wojny wymagałyby zdecydowanie grubszej i bardziej szczegółowej książki, tutaj Beevor siłą rzeczy musiał się trochę streszczać. Ale jako wprowadzenie dla osób, które o hiszpańskiej wojnie domowej mają dość ogólne pojęcie, Walka o Hiszpanię nadaje się świetnie.

Przeczytane: 31.03.2025
Ocena: 8/10

Opublikowany w Literatura piękna

Sofija Andruchowycz – Felix Austria

Tytuł: Felix Austria
Autorka: Sofija Andruchowycz
Tytuł oryginału: Фелікс Австрія
Tłumaczenie: Katarzyna Kotyńska
Literatura: ukraińska
Wydawnictwo: Czarne

Felix Austria to powieść z potencjałem i całkiem ciekawą historią, która niestety rozbija się o sporo przegadanych fragmentów i kompletnie nietrafiony język. Narratorka i główna bohaterka, Stefania Czarneńko, mieszka w Stanisławowie (obecnie Iwano-Frankiwsk) na początku XX wieku. Ówczesny Stanisławów to miasto wielokulturowe, cesarska Galicja pełna Polaków, Ukraińców, Żydów, przeplatają się tu języki i wyznania, no i jest ta świadomość, że do Wiednia to jednak daleko… No i nikt nie zdaje sobie sprawy, że zostało tylko kilka lat tej sielanki, że cesarstwo chyli się ku upadkowi, na razie wydawane są uroczystości na cześć Franciszka Józefa, a hasło Felix Austria rzuca się w oczy przechodniom. Czyli tło historyczne jest ciekawe, co więc poszło nie tak?
Przede wszystkim narracja – Stefania jest od dziecka służącą Adeli, nie zna innego świata niż służba, a relacja tych dwóch kobiet jest toksyczna niemal pod każdym względem. Różne codzienne sytuacje obserwujemy oczami bohaterki i ciężko ją scharakteryzować. Czasem to faktycznie kobieta z ludu, niewykształcona, ale znająca się na swojej robocie, bezpośrednia i nierzadko zabawna. Gdyby Andruchowycz wytrwała w tym obrazie narratorki, książka by wiele zyskała. Jednak Stefania przechodzi od prostackiego języka do tego literackiego, rozważa rzeczy, o których nie może mieć pojęcia, przytacza rozmowy na nieznane sobie tematy, jakby od zawsze prowadziła takie dyskusje… Język kompletnie nie pasuje tu do niewykształconej służącej, nie tylko odbiera autentyczności całej powieści, ale też brzmi karykaturalnie, gdy po takim poważniejszym monologu nagle wpadają w wypowiedź wstawki w kompletnie innym stylu.
Główna historia znika tu w tle, na pierwszy plan wychodzą niesnaski między panią a służącą i długie przemyślenia Stefanii na wszystkie mniej lub bardziej istotne tematy. A spodziewałam się tu więcej codzienności w Stanisławowie tamtych czasów, więcej emocji, może nawet więcej humoru. Dostałam książkę dość przeciętną, którą czytałam dłużej, niż wskazywałaby na to jej niewielka objętość. I nieszczególnie polecam 😉

Przeczytane: 29.03.2025
Ocena: 5/10

Opublikowany w Reportaż

Sylwia Czubkowska – Chińczycy trzymają nas mocno

Tytuł: Chińczycy trzymają nas mocno. Pierwsze śledztwo o tym, jak Chiny kolonizują Europę, w tym Polskę
Autorka: Sylwia Czubkowska
Literatura: polska
Wydawnictwo: Znak Literanova

Chiny w krótkim czasie urosły do poziomu światowej potęgi, rzucającej wyzwania największym mocarstwom. Z zainteresowaniem czytam o tym kraju, więc książkę Czubkowskiej o chińskiej kolonizacji Europy miałam na liście już od dłuższego czasu, zwłaszcza że autorka skupia się właśnie na Europie Środkowo-Wschodniej. Podtytuł jest jednak nieco na wyrost, bo na pewno nie jest to ani pierwsze ani śledztwo – Czubkowska bardziej rozmawia z ludźmi prowadzącymi takie śledztwa w różnych krajach, niż sama prowadzi własne. Chińczycy trzymają nas mocno to zbiór opowieści o tym, jak za pośrednictwem współpracy między uczelniami, wykupywania biznesów i udzielania pożyczek Chiny rosną w siłę w naszym regionie, uzależniają od siebie polityków oraz przedsiębiorców. Sporo tu ciekawostek i ważnych informacji dających do myślenia, bo o ile afery polskie czy międzynarodowe – jak z Huawei – obijały mi się o uszy, to niewiele wiedziałam o relacjach Chin z Serbią czy Litwą. Oczywiście świat się zmienia w takim tempie, że wydana w 2022 roku książka w niektórych kwestiach mogła się już zdezaktualizować, w polityce i biznesie trzy lata to bardzo dużo. Sam trend się jednak nie zmienia, a władze Państwa Środka osiągnęły już mistrzostwo w prowadzonej przez siebie grze, no i świetnie uczą się na popełnianych błędach.
Chińczycy trzymają nas mocno to dobra książka – czasem mi nieco zgrzytał styl autorki, czasem dobrze byłoby rozwinąć bardziej niektóre tematy, nie ma się więc co spodziewać, że lektura wyczerpie tematykę. Jednak patrząc na całość, dużo się dowiedziałam i wiele zagadnień chcę jeszcze zgłębiać na własną rękę, a czy nie o to chodzi w literaturze faktu? 🙂

Przeczytane: 28.03.2025
Ocena: 6/10

Opublikowany w Reportaż

Mateusz Mazzini – Włochy prawdziwe

Tytuł: Włochy prawdziwe. Podróż śladami mafii, migracji i kryzysów
Autor: Mateusz Mazzini
Literatura: polska
Wydawnictwo: Szczeliny

Kocham Włochy całym sercem, często po nich podróżuję i całkiem sporo o nich już przeczytałam, a jednak Mazziniemu udało się przedstawić mi ten kraj z tak odmiennej perspektywy, że jego Włochy prawdziwe czytało mi się bardzo dobrze. Choć wcale nie spodziewałam się tego od początku, bo autor zaczął od wizyt u swojej włoskiej rodziny w czasach dzieciństwa, a potem prowadził narrację w oparciu o kolejne podróże do Włoch. Ja nie jestem fanką reportaży, w których postać autora jest nadmiernie widoczna, ale Mazziniemu udało się tak to wszystko połączyć w całość, że nie tylko jego osobiste wątki mi nie przeszkadzały – wręcz przeciwnie, bardzo ciekawie wprowadzały do kolejnych zagadnień. Bo autor, podróżując po Włoszech, przede wszystkim rozmawia z ludźmi. W efekcie dostaliśmy reportaż, w którym różne problemy kraju zostały omówione nie tylko w oparciu o statystyki, media i literaturę tematyczną, ale przede wszystkim też o wypowiedzi Włochów: od kelnerów i pracowników hoteli, przez dziennikarzy czy aktywistów, aż po pracowników uniwersytetu. A to jest coś, co w literaturze faktu uwielbiam: dopuszczanie do głosu bohaterów, którzy na dany temat mają do powiedzenia często dużo więcej, niż można znaleźć w zwykłych książkach historycznych.
Nie to jednak, że Włochy prawdziwe to książka historyczna, choć historia powojenna się tu często przeplata, w końcu ma ona spory wpływ na obecne życie Włochów. Mazzini wybrał kilka regionów i z każdym z nich powiązał jakieś problemy – czasem typowe dla danego regionu, czasem dla całego kraju. I tak zaczniemy od Sycylii mierzącej się z bezrobociem, napływem uchodźców i ucieczką miejscowych, przez Kampanię i mafię, Toskanię i nadmierną, nieprzynoszącą lokalnej społeczności korzyści turystykę, położoną na uboczu Apulię (w końcu zrozumiałam, dlaczego tak ciężko mi było poruszać się po tym regionie pociągiem… 🙂 ), aż po Lombardię, przy której Mazzini ciekawie opowiada o polityce, seksskandalach i przedmiotowym traktowaniu kobiet. Jak widać, przekrój tematów jest spory i choć oczywiście autor opowiada tylko o wybranych rzeczach i regionach, z reportażu wyłania się inny, nieznany większości turystów obraz Włoch. Bardzo podobał mi się dobór tematów, rozmówców, sposób opowiadania historii – naprawę sporo się z tego reportażu dowiedziałam, świetnie mi się go czytało i szczerze polecam! 🙂

Przeczytane: 28.03.2025
Ocena: 8/10